Strona:Zacharyasiewicz - Nowele i opowiadania.djvu/169

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

daje gościom sposobność oglądania Jego królewskiéj Mości.
I w saméj rzeczy położenie gospody było wyborne. Ulica była prosta i czysta, a król wyjeżdżając na Pragę, jechał popod same okna gospody. Goście potrzebowali tylko nos do szyby przyłożyć, już widzieli króla. A niepospolitém widowiskiem była wówczas osoba królewska. Jakkolwiek skutki tegorocznego sejmu nie wszystkim do smaku przypadły, świeża jednak pamięć tragicznego zdarzenia, porwanie króla i wyrok świeżo na królobójców zapadły, dodały jego osobie wiele uroku, daleko więcéj, niżeli miał przed owém zdarzeniem jako rex fictus et pictus. Stanisław August umiał z swego położenia korzystać. Jechał w otwartéj kolasie, z wyrazem słodkiéj jakiejś boleści, przekonany, że poświęca się dla narodu, czy to w niewoli u konfederatów, czy w pałacu traktując hojnie dostojnych gości swoich, czy to jadąc w kolasie i uśmiechając się do tłumu szlachty i gawiedzi. Przekonanie to wewnętrzne uspokoiło i zaokrągliło rysy jego twarzy, wypełniło policzki, a nawet coraz więcéj przydawało mu tuszy, podczas gdy Rzeczypospolitéj ubywało ziem i zdrowia. Jeźli to prawda, że Napoleon pod Austerlitz, jako po dokonaném arcydziele tyć począł, to noc porwania Stanisława Augusta przez konfederatów można zaiste uważać za zenit jego wielkości nietylko w własném przekonaniu, ale i w opinii narodu, a mianowicie Warszawy. Zamach ten nieszczęsny nachylił wszystkich serca ku niemu, a gdy się okazał na ulicy, zbiegały się zewsząd tłumy i z okrzykami biegły z końmi na wyścigi.