Strona:Wilhelm Feldman-My artyści.djvu/034

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Filistry! burżuje!! (mruczy gniewnie i odwraca się do okna).
FELKA: Jaki pan dobry! jaki pan dobry!
ALFRED: A czemu ty do mnie „pan" mówisz?
FELKA: Bo ja wiem… jakoś nie mogę… chociaż nikt dla mnie nie był taki… (nagle napływają jej łzy) nikt!!
SWARA: Tak to logicznie! poglądowo! Miłość i płacz — instynkt płciowy i ból… to życie! życie!
BODEŃCZYK: Głupiś! (Odciąga go na sofę).
ALFRED: Feluś, Feluśka, no, uspokój–że się! Moja kochana, moja złota! (Z nagłą obawą). Bo tam słychać! (Biegnie do drzwi i zamyka).
MIROSZ (śmieje się od okna): Aha, wylazł filister, wylazł mamin synek!!
BODEŃCZYK: Miejże rozum, chłopie!
MIROSZ: Od ciebie go nie pożyczę! (Nadąsany, zagłębia się w ilustracye jakiejś książki).
BODEŃCZYK (zebrał koło siebie Swarę i Sagana).
SAGAN: Ii, to wcale nie jest zabawne! Myślałem, jake–m był w sztubie, potem na wsi, że przyjadą tu… użyje się życia! Całemi nocami, bywało, człowiek dumał o tych kawiarniach, o tych knajpach, o tych pracowniach, gdzie mają się dziać takie ciekawe rzeczy… Malarze, malarki, modelki, studentki, nagie dusze…