Przejdź do zawartości

Strona:Stefan Grabiński - Wyspa Itongo.djvu/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wy nazywacie przeznaczeniem. Walczymy i stwarzamy swój własny świat. I dlatego poszliśmy naprzód, a wy pozostaliście daleko poza nami.
Po twarzy fakira przemknął cień uśmiechu.
— Pozory, sahibie, pozory. Wielcy mahatmowie Wschodu posiadają wiedzę stokroć głębszą od waszych uczonych. Tylko jej nie obnoszą, jak wy, po rynkach i ulicach, nie mieniają na liczmany waszej kultury i cywilizacji. Godzina nasza jeszcze nie wybiła. — Lecz nie poto tu jestem, by cię nawracać. Przyszedłem, bo chcę cię osrzec. Żal mi ciebie i twojej jasnowłosej lady. Młoda jest i piękna.
Gniewosz niespokojnie spojrzał w głąb domu, gdzie poza zasłoną z maty spała Ludwika. Po chwili uspokojony bezwzględną ciszą zwrócił się znów do niezwykłego gościa.
— Więc co mi radzisz?
— Opuść ją i pozostaw jej losowi. Niech sama jedzie tam, dokąd teraz zdążacie oboje.
— Nie mogę — to moja żona.
— Więc wróć z nią do ojczyzny i nie sprzeciwiaj się więcej woli duchów.