Przejdź do zawartości

Strona:Rudyard Kipling - Od morza do morza 01.djvu/91

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Gdzie byłeś i co widziałeś? — zapytał mnie profesor poważnym tonem, gdyśmy już byli na pokładzie „Ho-nam“, powracającego całą siłą pary do Hong-Kongu.
— Miasto pełne wązkich uliczek, ciemne i zajęte przez żółtych dyabłów. Dziękuję Bogu, że już tam nigdy nie będę. Mongołowie wyruszą w pochód gdy nadejdzie pora, ale ja mam zamiar zaczekać, dopóki mnie nie zaczepią. A teraz płyńmy do Japonii pierwszym parowcem.
Profesor utrzymuje, że popsułem moje sprawozdanie tem, co on nazywa „namiętnem spotwarzaniem ciężko pracującego narodu“. Ale on nie widział Kantonu tak, jak ja go widziałem, przez pryzmat rozgorączkowanej wyobraźni.





XI.
Wrażenia, jakie czyni Japonia po dziesięciu godzinach pobytu, i dokładne opisanie zwyczajów i obyczajów jej mieszkańców ich przemysłu, sztuki i cywilizacyi.

Dziś rano, po udręczeniach burzliwej nocy, w oknie mojej kajuty ukazały się dwie szare skały, pokryte zielonością i uwieńczone dwiema niebiesko-zielonemi sosnami. Poniżej łódź delikatna, jakby zbudowana z sandałowego drzewa, kołysała na wietrze porannym żółtawo-białe żagle. Szafirowo ubrany chło-