Przejdź do zawartości

Strona:Rudyard Kipling - Od morza do morza 01.djvu/90

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Szliśmy przez drugorzędne uliczki i domy, dopóki nie doszliśmy do muru miejskiego od zachodniej strony. Mur ten spuszczał się pochyło na pola otoczone w półkole wzgórzami, a całe pocięte w małe kwadraty, nasadzone mogiłkami. Obrzydliwy Kanton czuwa nad swemi zaułkami, a umarłych tych jest więcej, niż miryady żywych. Na porosłym kawą grzbiecie muru, stały zardzewiałe działa angielskie, zagwożdżone i opuszczone od czasu wojny. Nie powinnyby stać tutaj. Z pięciopiętrowej pagody rozciągał się widok na miasto, ale już byłem znużony temi szczurami w studni, znużony, rozdrażniony i posępny. Nieoceniony Ah-lum zawiódł nas do ogrodów i letniego pałacu wice-króla, na pochyłości góry porosłej azaliami, otoczonych bawełnianemi drzewami. Pałacyk miał na piętrze oszklone werendy i hebanowe meble, porozstawiane w pokojach czterema prostemi rzędami. Była tam wyszukana czystość. W dziesięć minut potem byliśmy już na gwarnych ulicach, pozbawionych światła i powietrza. Parę razy spotkaliśmy mandarynów z tradycyjnemi cienkiemi wąsami i czerwonym guzikiem na kapeluszu. Ah-lum objaśniał nas o naturze i właściwościach mandarynów, gdyśmy doszli do kanału, przez który przerzucony był most angielski, zamknięty kratą i strzeżony przez policyanta z Hong-Kongu. Była to dzielnica angielska Kantonu, zamieszkana przez dwustu pięćdziesięciu sahibów, a otrzymana od Chin na zasadzie traktatu, zawartego w roku 1860.


∗                ∗