Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 78.djvu/273

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ko ponętny przedmiot łupu się nasunie. To nie są np. idealiści, walczący systematycznym bojem z materyalistami, ale coś, bez poczciwej nazwy i poczciwych instynktów, coś, co jak rozstrzelone stado nomadów, poluje w maleńkich gromadkach, przy granicy pustyni, na… Europejczyków. Nigdy nam podobno tych koczowników nie brakło, ale też nigdy chyba nie mnożyły się tak ich kotliny. Niema pół roku, jak przybyła nowa, a już tak rojna, że tylko czekać, jak jej nadmiar niedługo w nowe się przeleje koryto. Tymczasem zaś ci rozzuchwaleni piraci splądrowali już, każdy na własną rękę, kilka literackich zagonów, a między innymi, „Niwa“ ich napad odpierać musiała. Dzikie to, barbarzyńskie, ale tchórzliwe; raz otrzepane, potem zdaleka krąży. Wszakże nie to tylko mnie cieszy. Przed kilku dniami przypatrywałem się modelowi pętlicy, jaką jeden z tej gromady proponuje dla wyduszenia niepodległych w naszej literaturze umysłów. Uwita ona była z przedawnionych przepisów, do której dziennikarz prawodawca wplótł dla siły kilka pasemek swego osobistego wandalizmu. Przypatrzyłem się, mówię, tej pętlicy; no! niema co mówić, ale… darujcie wyrazowi… idyotycznie obmyślana, bo nikt w nią głowy nie wsadzi, i nikt nie zaciśnie. To właśnie mnie cieszy. Przeglądałem inne na ten użytek wyroby; również niezdarne. Winienem jednak im małą korzyść, do której się chęt-