Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 78.djvu/274

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie przyznaję. Mianowicie, kiedy zacząłem rozpamiętywać ciemną otchłań ich umysłowego obłędu, po raz pierwszy w życiu zrozumiałem nieskończoność.
Zrozumiałem także, ale już przy innej okoliczności, że „czasy i ludzie zmieniają się“ daleko prędzej, aniżeliby się to autorom i wyznawcom łacińskiego przysłowia zdawać mogło. Myśl ta nasunęła się mi, gdy wyczytałem w pismach jednocześnie kilka doniesień o zawiązaniu u nas literackich spółek. Nie byłoby w tym fakcie nic a nic dziwnego, gdyby on nie wyrósł w tym świecie, w którym szanowane są tylko twory jednostkowych natchnień, a grzeszne płody współkowej roboty wyłączone nawet z pod praw tolerancyi i skazane na paryasów dolę. Szyderczy losie! jakże dotkliwie każesz w życiu ludzkiem drwić z ciebie nawzajem pojedyńczym jego chwilom! Ci sami, którzy wczoraj urągali „składkowym fabrykatom“ francuskich pisarzy, ci sami, albo ich krewni dziś reklamują swój, takiż sam warsztat i towar. Nie pamiętam dobrze, a nie chciałbym skłamać, mówiąc, że ogłoszeni przed kilku dniami wspólnicy i wspólniczki literackich produkcyi przewodniczyli w cząstkowych wyprawach na piśmiennicze rzemieślnictwo, nie popełnię jednak fałszu, gdy powiem, że występowali w gromadzących się na na ten cel szeregach. Trzeba im jednakże tę zmianę frontu i munduru wybaczyć. Monarchi-