Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 78.djvu/249

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zumu właściwie niema lekarstwa, a jest tylko prezerwatywa, coś w rodzaju przepisu hygienicznego, coś w rodzaju flanelowego kaftanika, zabezpieczającego od przeziębienia, pewna uprzednia rada, równie rozsądna, jak następująca: „Nie kładź palca do ognia, to się nie sparzysz“.
Czyli, przetłómaczywszy to na język najnowszej szkoły filozoficznej, będzie: „Nie rozmyślaj nad takiemi rzeczami, a nie zbankrutujesz umysłowo“.
— A nad czemże mam rozmyślać?
— Zostań pozytywistą.
— Aaa?!
— Trudna rada! odpowiada zwolennik pozytywizmu. Jabym sam chciał ogarnąć, poznać, zrozumieć wszystkie transcendentalności tego, tamtego i jeszcze tam jakiego innego świata, ale…
— Jednak to smutno wyrzec się tych pytań, które stawiała sobie ludzkość od najdawniejszych czasów!
— Może smutno, ale… trzeba. Jest wiele rzeczy obok ciebie, które pierwej i jaknajdokładniej poznać powinieneś, a których nie poznałeś dotąd. Bierz się do nich.
I ów ktoś bierze się lub nie bierze, to jego rzecz; ciasno mu z tą radą, lub przestronno, to także jego rzecz, dość, że jeżeli ją przyjmuje, zabezpiecza się od bankructwa rozumu.