Strona:Pisma Henryka Sienkiewicza (ed. Tyg. Illustr.) vol. 59.djvu/014

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Albowiem złoty młodzieniec należy już do historyi. Obecnie istnieje tylko młodzieniec pozłacany. A wiecie, czem się różni ten ostatni od poprzedzającego? Oto ma wszystkie jego wady, a nie ma jego przymiotów. Proszę was, czy widzicie tego pseudo-dżentlemena, który oto jedzie na koniu? Kapelusz ma nasunięty na tył głowy, plecy zgarbione, twarz bladą, a nogi tak wysunięte naprzód i tak palcami odwrócone od konia, że zdaje się jakoby nogami błogosławił biedne, chude a długie zwierzę, podobniejsze do przęślnicy niż do bożego stworzenia. Oto dzisiejszy złoty, a raczej pozłacany młodzieniec. Powiedzcież, czy ten dżentlemen ma w sobie coś rycerskiego? Nic! on ma raczej w sobie coś znudzonego. Blady jest, bo nie spał całą noc; nie spał, bo gdzieś w pobliżu Królewskiej grał w karty i przegrał kilka tysięcy rubli. Przytem widocznie jest dziś nie w humorze, może dlatego, że kiedy wstał, to jest o godzinie pierwszej w południe, odebrał jakiś niesmaczny list od plenipotenta dóbr swoich. Jak to, więc on ma dobra? Ma, albo lepiej: miał — i to nie małe. Po ojcach została mu fortuna, co się zowie szlachecka, ale widzicie, jakieś tam trzy części już poszły. Stracił je i, co gorsza, sam nie wie na co stracił. Przegrał wprawdzie sporo, ale nie na grę większa część poszła, ale ot tak, rozlazła się. Żeby był szalał pełną piersią, żeby był wychylił do dna kielich rozkoszy,