Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/80

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ko przewidział, przyśpiesza klęskę kartaczami... Była to Jena, grób potęgi pruskiej, poczynająca się ogniem tyralierskim wśród mgły październikowej, niecierpliwość Neya, który o mało wszystkiego nie zepsuł, potem wejście na plac boju Augereau, który tamtego oswobadza, gwałtowne natarcie rozbijające środek nieprzyjaciela, potem popłoch, ucieczka przechwalonej jazdy, którą nasi husarzy koszą jak trawę, pokrywając romantyczną dolinę ludźmi i końmi porąbanymi. To było Eylau, wstrętne Eylau, najkrwawsze, rzeź pełna ciał okropnie pokaleczonych, Eylau ciemne od krwi wśród zamieci śnieżnej, z cmentarzem cichym i bohaterskim, Eylau grzmiące jeszcze piorunowem natarciem osiemdziesięciu szwadronów Murata, które przecięły nawskróś armię nieprzyjacielską, piętrząc na ziemi takie stosy trupów, że sam Naopleon zapłakał. Był to Friedland, wielka i straszna zasadzka, gdzie nieprzyjaciele znowu spadli na nas jak stado rozszalałych wróbli, arcydzieło strategii cesarza, który wszystko umiał, wszystko mógł, nasze lewe skrzydło nieruchome, niezachwiane, podczas gdy Ney wziąwszy miasto, ulicę za ulicą, niszczył mosty — a wtedy nasze lewe skrzydło wpadające na prawe nieprzyjaciela przypiera go do rzeki, gniecie w tem przejściu z taką zajadłością, że zabijano się jeszcze o godzinie dziesiątej wieczorem. To znów Wagram. Austryacy, chcący nas odciąć od Dunaju, wzmacniają ciągle swe lewe skrzy-