Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/81

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dło dla pobicia Masseny, który raniony, dowodzi z powozu, a Napoleon złośliwy i olbrzymi pozwala na to, by nagle stu działami zmieść strasznym ogniem ich środek zachwiany, odrzucić go więcej niż o milę w tył, gdy tymczasem lewe skrzydło, przerażone swem odosobnieniem puszcza Massenę teraz zwycięzkiego i porywa za sobą resztę armii, niby tama przerwana falą. To nakoniec była Moskwa, gdzie jasne słońce austerlickie ukazało się poraz ostatni, straszny chaos ludzi, mięszanina liczby i zaciętej odwagi, wzgórza zdobywane pod nieustającym ogniem, reduty brane szturmem z bagnetem, ciągłe ataki broniące każdej stopy ziemi, takie zacięcie się i męztwo gwardyi ruskiej, że trzeba było dla ostatecznego zwycięztwa szalonych szarż Murata, grzmotu trzystu dział bijących naraz i waleczności Neya, tryumfującego księcia dnia. Zresztą, jakąkolwiekby była bitwa, sztandary zawsze wiatr unosił z tym samym dreszczem chwały w powietrzu drżącem, ten sam okrzyk: „niech żyje Napoleon!“ rozlegał się wśród zapalanych ognisk biwaków na pozycyi zdobytej. Francya wszędzie była u siebie, zdobywcza, wiodąca swe orły zwycięzkie z jednego końca Europy do drugiego, stawiająca swą nogę na karkach ludów pokonanych.
Maurycy kończył jedzenie kotletu, upojony nietyle winem białem, które iskrzyło się na dnie szklanki, jak tą chwałą dawną, śpiewającą w jego pamięci, gdy nagle wzrok jego padł na dwóch