Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/778

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mieniach spływały strumienie czerwone, a gdy trzech z nich ranionych wymknęło się, schwytano ich znowu i dobito. Iluż dzielnych ludzi padło, za jednego łotra, pomiędzy dwunastu tysiącami, którzy życie dali za komunę! Mówiono, że przyszedł rozkaz z Wersalu przerwania egzekucyj. Mimo to zabijano, Thiers miał się stać legendowym mordercą Paryża, w swej chwale czystej oswobodziciela ziemi ojczystej; a marszałek Mac-Mahon, zwyciężony pod Froeschwiller, którego proklamacya pokrywała mury, donosząc o zwycięztwie, był tylko... zdobywcą cmentarza Père-Lachaise! I Paryż, oblany blaskiem słońca, obchodził dzień świąteczny, tłumy olbrzymie napełniały zdobyte ulice. Spacerowicze przebiegali z miną swobodną i przypatrywali się zgliszczom dymiącym, matki trzymające dzieci za ręce, zatrzymywały się, śmiały, wsłuchiwały ciekawie w stłumiony huk karabinowy w koszarach Lobau.
W niedzielę wieczorem, przy schyłku dnia, gdy Jan wchodził na ciemne schody domu, przy ulicy Orties, straszne przeczucie go ogarnęło. Wszedł i zaraz ujrzał nieunikniony koniec, Maurycego zmarłego na małem łóżku, zduszonego przez rozlew krwi na płuca, którego Bouroche się lękał. Pożegnawczy, różowy promień słońca ślizgał się przez otwarte okno, dwie gromnice paliły się już na stole, w głowach łóżka. A Henryeta