Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/777

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mężczyźni w bluzach, w paltotach, w koszulach, kobiety wszelkiego wieku, jedne z twarzami furyj, inne w kwiecie młodości, dzieci zaledwie piętnastoletnie, cały potok nędzy i gwałtu, który żołnierze popychali w jasny dzień, a mieszkańcy Wersalu, jak mówiono, przyjmowali obelgami, uderzeniami lasek i parasoli...
Ale w niedzielę, Jan znowu wpadł w zdumienie. Był to ostatni dzień strasznego tygodnia. Już ze wspaniałym wschodem słońca, w tym czystym i gorącym poranku dnia świątecznego, uczuł dreszcz konania ostatecznego. Dowiedziano się właśnie o licznych rzeziach zakładników, o śmierci arcybiskupa, proboszcza u św. Magdaleny i innych rozstrzelanych we środę, w la Roquette, o dominikanach i Arcueil, zabijanych obławą jak zające, we środę; w piątek znowu o księżach, o żandarmach wymordowanych w liczbie czterdziestu siedmiu, o zakonnikach przy przy ulicy Haxo, i wściekłość odwetu rozpaliła się znowu, wojska mordowały tłumnie jeńców, których zabierały. Przez całą tę pogodną niedzielę rozstrzeliwanie nie ustawało na dziedzińcu koszar Lobau, pełnym jęków, krwi i dymu. W la Roquette, dwustu dwudziestu siedmiu biedaków wybranych losem zostało rozstrzelanych odrazu, podziurawionych przez kule! Na Père-Lachaise, bombardowanym od czterech dni, zdobytym nakoniec, przyparto i rozstrzelano stu czterdziestu ośmiu przy murze, po którego ka-