Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/480

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dzenia do ostateczności narodu tak dumnego; przez trzy godziny prosił, błagał, mówił z wymową pyszną, domagając się, by internowano zwyciężonych w głębi Francyi, nawet w Algierze; jedynem ustępstwem, jakie wyjednał, było to, że ci z oficerów, którzy słowem honoru i na piśmie zobowiążą się nie służyć więcej, będą mogli udać się do domu. Wreszcie zawieszenie broni przedłużono do jutra, do godziny dziesiątej rano. Jeżeli o tej godzinie warunki powyższe nie będą przyjęte, baterye pruskie rozpoczną znów ogień i miasto będzie spalone.
— Ależ to szaleństwo! — zawołał Delaherche — za cóż palić miasto zupełnie niewinne?
Wpadł w jeszcze większy gniew, gdy Bouroche dodał, że oficerowie, z którymi się widział w hotelu Europejskim, mówili o tłumnej wycieczce przededniem. Odkąd domagania się niemieckie były znane, powszechne zapanowało wzburzenie, snuto najdziwaczniejsze projekta. Myśl, że nie jest to uczciwem korzystać z ciemności, by zerwać pokój, bez żadnego ostrzeżenia, nikomu nawet do głowy nie przyszła; był to zresztą plan szalony, ten pochód na Carignan, poprzez bawarczyków, dzięki ciemnej nocy, odzyskanie drogi do Mézières, oraz plan wściekłego ataku, by jednym skokiem dostać się do Belgii. Inni, co prawda, nic nie mówili, odczuwali nieuchronność klęski, gotowi byli wszystko przyjąć, wszystko podpisać, żeby raz skończyć to wszystko.