Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/222

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nic nie odrzekła, ale przelała całą swą duszę w oczy, i pożegnała go ostatniem i długiem wejrzeniem, gdy wyskakiwał przez okno, biegnąc do swej bateryi.
— Bądź zdrów, ojcze!
— Bądź zdrów, mój chłopcze!
I to było wszystko; wieśniak i żołnierz rozstawali się tak samo jak się spotkali, bez uścisku, jak ojciec i syn, którzy nie czują potrzeby widzenia się z sobą.
Maurycy i Jan, opuściwszy folwark, biegii po pochyłości spadzistej. Na dole nie znaleźli już pułku 106-go; wszystkie pułki już wyruszyły i wskazywano im to na prawo to na lewo. Nakoniec zmieszani, wśród straszliwego zamętu, natrafili na swą kompanię, którą prowadził porucznik Rochas; co zaś do kapitana Beaudoin i pułku całego był on zapewne gdzieindziej. Maurycy skamieniał, widząc, że ta mieszanina ludzi, koni i dział, wychodziła z Remilly i kierowała się ku Sedanowi lewym brzegiem rzeki. Co to znaczy? co się znów stało? więc nie przechodzą Mozy, więc cofają się ku północy?...
Jakiś oficer strzelców, znajdujący się tutaj nie wiadomo jakim sposobem, rzekł głośno:
— Do wszystkich dyabłów, to dnia 28, gdyśmy byli w Chêne należało obóz zwinąć.
Inne głosy poczęły tłumaczyć ruch teraźniejszy tem, że nowe wiadomości nadeszły. Około godziny drugiej w nocy, adjutant marszałka Mac--