Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/178

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nić zasadzki na nieprzyjaciela po lasach, ścigać go, zabijać jego placówki, bronić lasów. W rzeczy zaś samej zaczęli być postrachem wieśniaków, których nie bronili wcale, lecz za to niszczyli im pola. Ci wszyscy, którzy nienawidzili służby wojskowej regularnej, wszyscy wykolejeni zaciągali się do wolnych strzelców, unikając tym sposobem karności, żyjąc wśród zarośli jak rozbójnicy, śpiąc lub włócząc się na los szczęścia po drogach. W niektórych kompaniach znajdowali się istotnie ludzie okropni.
— Hej Cabasse! hej Ducat! — wołał ciągle Sambuc, odwracając się co krok — chodźcież próżniaki!
Ci dwaj mieli także miny z pod ciemnej gwiazdy. Cabasse wysoki i chudy, urodzony w Tulonie, niegdyś garson w kawiarni w Marsylii, znalazł się w Sedanie jako agent handlowy, miał do czynienia z policyą poprawczą, z powodu niewyjaśnionej sprawy o kradzież. Ducat, mały tłuścioch, niegdyś woźny w Blainville, zmuszony został do sprzedania swej posady wskutek nieczystych historyj z młodemi dziewczętami, o mało także nie dostał się pod sąd przysięgłych z powodu takiej samej sprawy w Raucourt, gdzie był rachmistrzem w fabryce. Cytował on łacinę, podczas gdy jego kolega umiał zaledwie czytać; ale obaj stanowili dobraną parę, wzbudzającą obawę.
Cały obóz już się budził. Jan i Maurycy poprowadzili wolnych strzelców do kapitana Beau-