Strona:PL Zola - Pogrom.djvu/177

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tymczasem Maurycy, który bacznie przypatrywał się sierżantowi, zapytał go ze zdziwieniem:
— Czy pan nie jesteś czasem Wilhelmem Sambuc z Remilly?
A gdy ten, po krótkiem wahaniu, z miną niespokojną, rzekł, że tak, młody człowiek cofnął się nieco, gdyż Sambuc uchodził za ostatniego łajdaka, będąc godnym synalkiem rodziny drwali, głośnej ze swego postępowania. Ojciec, pijak, został znaleziony pewnego wieczoru z szyją poderżniętą w lesie, matka i córka żebraczki i złodziejki, znikły, osiadłszy zapewne w jakimś domu publicznym. Wilhelm sam trudnił się kradzieżą zwierzyny, kontrabandą. Najmłodszy tylko syn tego pomiotu wilczego, został uczciwym, Prosper, strzelec afrykański, który, nim zaciągnął się do wojska, był parobkiem folwarcznym, obrzydziwszy sobie lasy.
— Widziałem twego brata w Reims i w Vouziers. Jest zdrów — rzekł Maurycy.
Sambuc nic nie odpowiedział. Poczem, chcąc to skończyć, zawołał:
— Prowadźcie mnie do generała. Powiedźcie mu, że jesteśmy wolnymi strzelcami z lasów Dieulet i przynosimy ważne wiadomości.
Maurycy, wracając do obozu, rozmyślał o tych wolnych strzelcach, na których liczono tak wiele, a którzy już wszędzie wywoływali na siebie skargi. Mieli oni prowadzić wojnę partyzancką, czy-