Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 1.djvu/87

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

się dzieje z synem mojego przyjaciela? Czy żyje on? Czy jest szczęśliwym?
Henryka nieruchoma, w milczeniu słuchając opowiadania, łzy ocierała.
Robert ciągnął dalej historję, ułożoną przez siebie z nieporównaną zręcznością; dramatyzował najdrobniejsze fakty, najmniejsze szczegóły, aby opowiadaniem tein wzruszyć serca i wstrząsnąć niemi do głębi.
Opowiadał, jak dzięki piękności swojego pisma, znalazł zajęcie przy notarjuszu, z którego to jednak szczupłego dochodu, zaledwie mógł wyżyć.
— I otóż mimo to wszystko żyłem, jeżeli podobną mękę życiem nazwać można. Nadeszło jednak znużenie i zniechęcenie. Głos jakiś nieznany szeptał mi coraz wyraźniej, że spoczynek w objęciach śmierci byłby dla mnie rozkoszą po tylu daremnych wysiłkach, i byłbym bezwątpienia pogrążył się chętnie w głębię mogiły, gdy rozległy się wieści po Europie o olbrzymich bogactwach, szybko lubo nie bez niebezpieczeństw zdobywanych w Australii. Światło zabłysło nagle przedemną. Powiedziałem sobie, że ów zły los nie może prześladować bezprzestannie człowieka o czystem sumieniu, mającego prawo wznieść czoło w górę. Zacząłem silnie wierzyć, że moja gwiazda przyćmiona pod naszem pochmurnem niebem, zaświeci mi żywszym blaskiem na firmamentach tych odległych krajów. Byłoż to złudzeniem? sam nie wiem, lecz miałem ufność niezłomną, że tam zdobędę majątek, że wrócę bogaty! Podtrzymywany tą wiarą, elektryzowany owym mirażem, z