Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 1.djvu/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Nietylko pozwolę, lecz proszę o to.
— Gdym stracił ojca, byłem bardzo młodym, dzieckiem jeszcze prawie, zaczął Robert. Jeden z naszych krewnych, człowiek bogaty, bezżenny, umieścił mnie w kolegium w Rennes, gdzie otrzymałem gruntowne wychowanie. Miał on zamiar, nie wątpię, zapewnić mi przyszłość, zmarł jednak nagle podczas polowania, bez testamentu, skutkiem czego najbliżsi spadkobiercy zabrali majątek. Ukończyłem szkoły z odznaczeniem i przeszedłem na naukę prawa, gdy właśnie śmierć tego krewnego pozostawiła mnie bez środków na dalsze kształcenie się. Potrzeba było pod grozą śmierci głodowej wydobyć jakąbądź korzyść z tej kupy nauk, nagromadzonych w w mym mózgu. Nie było to łatwem, zaiste! Z radością przyjąłem obowiązek nadzorcy w kolegium, które opuściłem jako wychowaniec. Przez cały ciąg dnia pracowałem również, zaprzysiągłem sobie albowiem, że siłą własnej mej pracy, zdobędę sobie wyższe stanowisko, zostanę jednym z tych ludzi, głośnych nauką i uznaniem w świecie. Niestety jednak, zbyt wiele na siebie liczyłem. Po upływie roku, zachorowałem tak niebezpiecznie, żem przez kilka tygodni walczył pomiędzy życiem a śmiercią. Gdym po długiej rekonwalescencji wyzdrowiał nareszcie, dowiedziałem się, że moje miejsce w kolegium zostało przez kogo innego zajętem! A! była to śmierć w innej formie, kto wie, czy nie straszniejsza nad wszystko! Choroba oszczędziła mi życie... brak chleba, niestety, mógł zabić!
— Ha! wyszepnął pan d’Auberive drżącym ze wzruszenia głosem, i mnie nie przyszło zapytać ni razu, co