Strona:PL X de Montépin Tragedje Paryża tom 1.djvu/88

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

równym zapałem rzuciłem się do pracy, pozbawiając najkonieczniejszych potrzeb, aby coś zebrać na koszta podróży i pierwsze chwile pobytu w krainie złota. I otóż posiadam tę sumę, Bóg jeden wie tylko, za jaką cenę mozołów, bezsennych nocy, umniejszania sobie pokarmów. Mam wolną wolę działania, jaką zdobyłem sam, własną pracą, bez niczyjej pomocy, mogę iść teraz, dokąd przeznaczenie mnie wzywa. Jeżeli mi się powiedzie, wrócę milionerem, ród Loc-Earn’ów odzyska swoją dawną świetność. A gdy upadnę, Francja nie ujrzy już więcej swego wydziedziczonego syna. Zostanie w każdym razie rewolwer i ładunek do niego z prochu i kuli. W końcu odjeżdżam, przedtem jednak postanowiłem przedstawić się panu, dla którego chowam najgłębszy szacunek, panu, który byłeś przyjacielem mojego ojca, a którego wspomnienie pójdzie wraz ze mną tam, po za góry i morza, na drugą stronę półkuli. Raczyłeś mnie pan przyjąć tak dobrotliwie, iż to ośmiela mnie do żądania od ciebie jedynej przysługi, jaką człowiek z mojemi zasadami może przyjąć bez zarumienienia. Potrzebuję protekcyjnego listu do pewnej znakomitej osobistości przy konsulacie francuzkim w Australii. Proszę więc o pańską wysoką rekomendację, która dla mnie stanowić będzie niezmiernie wiele, ale ponieważ taki dowód zaufania łatwo udzielonym być nie może, pragnę przedstawić panu dokumenta, które go przekonają o mej nieskazitelnej uczciwości.
Tu Robert, dobywszy z kieszeni portfel położy! go na stoliku obok pana d’Auberive.
— Znajdują się tu, rzekł, obok aktu mojego uro-