Strona:PL Stefan Żeromski - Walka z szatanem 03 - Charitas.djvu/261

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pisania piórem, nie tak, jak teraz, kiedy pan się uparł robić czarną robotę...
— Ja się nie upierałem, proszę pana, tylko innej nie było...
— Otóż właśnie! Gdy pan już nie będzie mógł tam wytrzymać, albo poczuje konieczność podjęcia innej pracy, proszę się do mnie zwrócić przez Enkaen. Proszę się tam pytać o Granowskiego. Do widzenia!
Skinął młodzieńcowi głową i odszedł w kierunku plantów. Jasiołd szedł w swoją stronę, głęboko wzburzony. Myśli i uczucia kipiały w nim, jak ukrop w kotle. To, co usłyszał o pani Śnicowej, raziło nawskroś. Jest tak bardzo nieszczęśliwa!... Ten oficer, jej mąż, — to szelma ostatniego rzędu!... Możnaby stać się pomocnym dla niej, możnaby jej wyświadczać usługi, dawać dobre rady. Możnaby bronić ją i wspierać. Zdawało się młokosowi, że mu u ramion skrzydła urosły. Teraz zrozumiał, dlaczego ona lubi z nim rozmawiać, dlaczego tak pilnie i cierpliwie słucha jego zdań i trzyma się wiernie jego mniemań. Wszakże to prawda: cokolwiek jej kiedy powiedział, wytlómaczył, objaśnił, tego się trzyma z całą ścisłością i konsekwencyą. Prawdę mówił ten stary pan Granowski! Ona jest nieszczęśliwa! Milczy i szuka ratunku! Bronić jej! Bronić do upadłego! Do śmierci!
Tymczasem pan Granowski, idąc zwolna wzdłuż plantacyj, zdawał sobie sprawę ze swego postępowania. Jakiż to ma cel i sens? Widział był wczoraj minę tego smarkacza, blask i ciemność w jego oczach, nagłe przyblednięcia i uderzenia krwi do czaszki. Poch-