Strona:PL Sand - Flamarande.djvu/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dziną Michelin’ów. Uzbierałem kilka groszy, a że nie mam własnej rodziny, oprócz brata, który także jest bezdzietny, postanowiłem zostawić mój grosik któremu z dzieci Michelin’ów, pańskiej chrzestnej córce, albo pańskiej kumie, wreszcie małemu Esperance’owi gdyby się jego rodzina do niego nie przyznała. Mówiłem już o tem z Michelin’em i jego żoną, nie mają nic przeciw temu, chętnie mnie do siebie przygarną. Teraz zależy wszystko wyłącznie od pana, bo jeźli mówiliśmy kiedy o tem żartem, pomówmy dziś na serjo. Czułem już zeszłej zimy powracający reumatyzm, a nie chciałbym zginąć w rowie. W pogodę dobrze jeszcze potrafię biegać, ale jak śniegi zapadną chciałbym jak stary zając mieć dobre schronienie? I cóż pan na to?
Ani mogłem ani chciałem mu odmówić, cieszyło mnie, że staremu mogłem się na coś przydać — jednakowoż to bezustanne jego naleganie aby zamieszkać przy Esperance, dawało mi znowu wiele do myślenia. Napróżno próbowałem wydobyć z niego jakie wyznanie. Musiałem przyznać, że jeźli owładnął moją tajemnicą, był w zachowaniu jej o wiele zręczniejszy ode mnie. Dla czegożby zresztą nie miał być zręczniejszym? Nie odgrywałże on tu pięknej i szlachetnej roli, gdy ja wbrew mojemu sumieniu i moim uczuciom, w komedji rolę zdrajcy chyba odgrywałem!
Przepędziłem w Flamarande jeszcze sześć tygodni. Czułem się tu pomimo zgryzot spokojniejszym niż kiedykolwiek. Michelin’y byli istotnie poczciwymi ludźmi, ich dzieci kochali mnie, a Ambroży rozrywał mnie swojem ruchliwem i wesołem usposobieniem. Po pewnym czasie powziąłem zamiar wyswobodzenia się z pod narzuconego jarzma. Przedsięwziąłem napisać do pani hrabiny z uwiadomieniem o