Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Straszny dziadunio.djvu/078

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie rozumiem w takim razie! Dziecka nie było u stróża, gdym zaszedł, i dotąd nie wróciła.
Hieronim zbladł, jak ściana.
— Pewnie poszła sama i gdzieś zabłądziła! Gwałtu, jeszcze ją konie zatratują! Chodźmy szukać!
Poszli i, pomimo trzaskającego mrozu, szukali wytrwale do późnej nocy. Ciotka darmo ich czekała, nie pojmując nieakuratności.
Wrócili wreszcie bez tchu i sił, i bez dziecka. Żabba opowiadał nieszczęście ciotce Hieronim padł na łóżko i płakał.
Nazajutrz cały instytut wiedział o zniknięciu żony Białopiotrowicza, wiedziała policya, dorożkarze, koleżanki i profesorowie, wiedziała cała falanga młodzieży
Przyjaciele nie jedli, nie spali, nie nocowali nawet w domu, szukali, nie szczędząc pieniędzy, próśb i starań. Daremnie.
Daremnie Rucio zwiedzał najczarniejsze stołeczne nory, daremnie policya rozesłała swoich agentów, daremnie koledzy szperali każdy zosobna.
Dziecko zginęło, jak ziarnko piasku na pustyni, bez śladu, bez wieści; została po niem garstka rupieci, kilka zabawek, figurek z chleba, rysunków i straszna pustka dla dwóch młodych, co, po dwutygodniowych poszukaniach, straciwszy resztę nadziei, wracali o zmroku, milcząc, do domu.
Nie tknęli jadła i, aby uniknąć ciekawości i utyskiwań ciotki, poszli wprost do swej stancyjki.
Nazajutrz upływał termin wakacyj świątecznych; zapalili lampę i wzięli się do nauki. Żaden nie myślał o kursach. Myśleli o ciemnej główce, co tyle miesięcy, pochylona nad stołem, towarzyszyła im ochoczo; myśleli o jej srebrzystym śmiechu, co rozrywał im suche formuły, o myślących, serdecznych oczętach i drobnej postaci dziecka.
Na stole walały się jej zeszyty i książek kilka; zda się, że wejdzie co chwila, przytuli się do Hie-