Strona:PL Maria Rodziewiczówna - Straszny dziadunio.djvu/036

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chrztu. Paf! nazwali pierwszego Wojciechem na chwałę Bożą. Wojtaszek nie może im tego dotąd darować. Jak przyszła kolej na mnie, ojciec już nie żył — chciał dziadunio, bym się wabił Olgierd. I o włos się to nie stało. Byłbym bałwochwalcą wedle planu, ale matka zbuntowała się na tę zbrodnię. Dała mi patrona. No i za to wyrzekł się mnie dziadunio! Myślał, że bez jego rubli zostanę dzikim człowiekiem, kominiarzem, czy lokajem! Hej, hej! Bez pogańskiego imienia Litwin ze mnie! Twardą mam głowę. Rozbijałbym nią orzechy w potrzebie, i na złość dziaduniowi, koleguję z wami, zamiast ekonomować gdzieś w Mozyrzu.
Oczy chłopca zaszły skrami dumy Zaśmiał się.
— A Wojtaszek kurczy się, lęka, drży, schnie ze strachu. Tfu! to mi życie! Jabym nie potrafił słuchać kaprysów, chybabym kochał. No, jakże, Groch? idziemy drumlić naczelnikowej to chodźmy prędzej, póki wcześnie! Ona mi zawsze na sen działa, a jeszcze pod wieczór, to gotówem zadrzemać na dobre! Nie męcz się tak, Żabba; zrobię razem ze swoją i twoją część! Idź spać!
Tu mała rączka dotknęła go; dziecko stało gotowe do drogi.
— Zostaniesz, mała — rzekł. — Ty się nie znasz na muzyce i na wdziękach naczelnikowej.
Wahała się jeszcze.
— No, dobranoc! Żabba zostaje, nikt ci krzywdy nie zrobi!
— A ty wrócisz? — spytała, gdy się pochylił do niej.
— Wrócę, wrócę!
— Chodźmy! — napędzał Grocholski — naczelnikowa czeka nas niecierpliwie.
— Bardzo to pochlebne dla męża! — zauważył Hieronim, rzępoląc ku uciesze całej wsi.
I tak minęło kilka tygodni. Rzeka, napsociwszy co niemiara, wróciła pokornie w dawne