Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom III.djvu/180

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nych nie pomijając, których zabrali z sobą, bo ich powaga i głos na młodej pani nawiększe czyniły wrażenie...
Milczący, smutni, majestatyczni weszli do komnaty, w której Jadwiga już na nich czekała. Chciała gwałtownie upomnieć się u nich o swe prawa, lecz głos jej łkanie przerwało.
— Powiedzcie mi, niewolnicą jestem czy królową? — krzyknęła...
Arcybiskup starał się ją ubłagać, aby spokojną była. Jaśko z Tęczyna zaręczył, że publicznie i uroczyście książe Wilhelm będzie wpuszczonym, lecz stałego pobytu na zamku stanowczo odmówić mu muszą.
— Posłowie pojechali do królowej matki, rzecz jest nierozstrzygniętą, nie godzi się, aby pobyt ks. Wilhelma sławie pani naszej miał ujmę czynić.
— Jest mężem moim — sucho odpowiedziała Jadwiga.
Napróżno usiłowała zmiękczyć panów rady — milczeli nieporuszeni.
Arcybiskup i mały Radlica nie stanęli po jej stronie. Musiała uledz przemocy i wyszła gniewna, okazując taką siłę duszy, że nawet Jaśko z Tęczyna mocno się tem zafrasował.
Takiego oporu nie spodziewano się po słabem dziewczęciu.
Jeszcze starszyzna naradzała się nie wycho-