Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom III.djvu/181

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dząc z posłuchalnej komnaty, gdy wszedł do niej wysłany przez Jadwigę, z miną zuchwałą Gniewosz, domagając się w imieniu pani, aby na jutro posłuchanie naznaczone zostało.
Panowie ulegli prośbie, lecz że nikt z Gniewoszem mówić nie chciał nawet, wysłano z tem jednego z dworzan, a Gniewosz odszedł struty i zawstydzony.
W jego domu tymczasem rozgospodarowywał się książe, z całą pedanteryą swą nieubłaganą, zabierając stroić, odpoczywać i obiadować.
Gniewosz właśnie rozmyślającemu nad rozłożonemi szatami i ich wyborem, przyszedł smutną zwiastować nowinę, że na zamek dopiero nazajutrz książe będzie dopuszczonym na posłuchanie uroczyste, ale pozostać na nim panowie na żaden sposób dozwolić nie chcą.
Oświadczenie to z niedowierzającym uśmieszkiem przyjął Wilhelm, wcale sobie inną rokując przyszłość.
Przewidywać zaczynał wprawdzie, że układy, przełamanie trudności, mogą się przeciągnąć, nie wątpił, że się skończą szczęśliwie. Gniewosz opowiadał mu o energicznem wystąpieniu królowej.
Piękne chłopię uśmiechało się.
Nie było przyjemnem to położenie, ale miało urok jakby przygody z pieśni starej w życie wcielonej... Ten zamek strzeżony przez starców zazdrosnych, ta wyrywająca się ku niemu kró-