Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom III.djvu/080

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

my jej nie damy małżonka, będą się tu roić i kręcić ludzie z różnemi myślami.
— Staremu nawet Władysławowi Opolskiemu nie wierzę — wtrącił Spytek — bo wiem, że i on władzy jest chciwy, i rodzaj opiekiby rad objąć nad królową, na co my się żadną miarą zgodzić nie możemy.
— Nigdy w świecie! — gwałtownie zakrzyczał pan Krakowski.
— Semko Mazowiecki jest tu także — dodał Włodko z Ogrodzieńca.
— Ale ten, sądzę, niebezpiecznym nie jest, siły niema, znękany, odłużony, jeżeli przybył, to ażeby robiąc pokój, mógł coś przy tem uzyskać — rzekł Jaśko...
— I zawrzeć z nim pokój, byle go dotrzymał, najbezpieczniej — odezwał się Spytek. — Nie groźny nam, ale mącić może, a my spokoju potrzebujemy.
— Władysław Opolski chytrzejszy i niebezpieczniejszy — szepnął Jaśko. — Na niego oko mieć potrzeba. Zechce się li na zamek wprosić i w nim rozgościć.
— Nie puszczę go — rzekł Dobiesław węzłowato...
— Nie zapominajmy i o tem — ciągnął dalej pan z Tęczyna — że Wilhelm rakuzki, choć go precz odprawiono, i królowa Elżbieta zerwała z nim, ma być naszej pani miłym, ona jemu,