Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom III.djvu/079

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

opieką, aby na zamek nic bez wiedzy ich docisnąć się nie mogło.
Od pierwszego dnia widzieli, że wszyscy co mieli jakiekolwiek prawo zbliżać się do młodej królowej, zabiegali już, aby jej łaski i zaufanie pozyskać.
Snadź starali się zjednać sobie starsze panie, dodane królowej i dwór jej niewieści. Przewidywano też, iż biskup krakowski Radlica, który dzieckiem znał królewnę, i ulubionym był jej ojcu — jej też nad innych stanie się miłym i prędzej zyska jej zaufanie.
O tego nikt obawy nie miał, gdyż zacny biskup sam podkopywany, nikomu szkodzić i nikogoby podkopywać nie potrafił.
— Dzięki Bogu, dotąd składa się nam wszystko po myśli — odezwał się Jaśko z Tęczyna, — wielka teraz odpowiedzialność ciąży tylko na was, panie Krakowski (zwrócił się do Dobiesława), bo zamku strzedz potrzeba jak oka w głowie.
Stary kasztelan, który w tym względzie żadnego nigdy niedbalstwa do wyrzucenia sobie nie miał, krótko odparł, że mogą być spokojni. Włodko z Ogrodzieńca zaręczał też za siebie i innych urzędników dworu, iż nad królową czuwać będą.
— Łacno to przewidzieć — dodał Jaśko z Tęczyna, że póki królowa nie wybierze sobie lub