Strona:PL Józef Bliziński - Dzika różyczka.djvu/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
DOROTA (nie biorąc).

A pan mnie za co płaci? a to co znowu! ja nie potrzebuję... niech pan sobie schowa swoje pieniądze.

BRUNON.

Odmawiasz! dlaczego? chcesz, czy nie chcesz, będziemy pamiętać o tobie, to ci się święcie należy... Ale! za pozwoleniem, wspomniała coś o dziadzi... czy to czasem nie owa narzeczona pana Stefana?... to byłoby dobre.

DOROTA.

A słowo stało się ciałem! przecież tamta ma już swojego... To druga.

BRUNON.

Druga?

DOROTA.

Aha!

BRUNON.

Siostra?

DOROTA.

A toć nie co.

BRUNON (do siebie).

Siostra jego lubej, i to nieźle!... będzie dobry figiel, losy upraszczają mi zadanie... No, ale jeżeli tamta do niej podobna, nie dziwię mu się tak dalece. (zainteresowany) Więc to wnuczki tych państwa Radomirów? a gdzież są rodzice?

DOROTA.

Rodzice? mój Boże! szesnaście lat, jak ich wywieźli na Syber, karmiłam właśnie wtenczas Różyczkę. Dziś u nas