Strona:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu/244

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Odbijając od lądu, o tem pamiętano
By każdego imiennie trzykroć wywołano,
Który zabit od wroga, na polu się wala.
Gdy w tym na nasze nawy przyszła sroga fala;
Pędził ją Borej, wolą wzbudzon chmurowładną
I mgły gęste wraz na ląd i na morze padną —
Z nieba, noc się stoczyła, a nasze okręty
Aż maszty się pokładły, tak mkną przez odmęty;
Wichr w żagle wpadłszy, rwał je na troje, na czworo;
Lecz z obawy wywrotu zwijamy je skoro,
I wiosłując z mozołem dopychamy łodzie
Do brzegu, gdzie dwie doby na tej niepogodzie
Staliśmy, ciągłą pracą i smutkiem już zbici —

W dniu trzecim, gdy rumiana Eos nam zaświeci,
Dźwignąwszy maszty, żagiel zawiesiwszy biały,
Siedzimy w nawach, które wiatr i sternik gnały;
A jam w powrót szczęśliwy nietracił nadziei.
Lecz prąd morski, płynących około Malei,
Toż Borej, jak nas schwycą, tak w przeciwną stronę
Od Kiterów odrzucą... Więc przez wody słone
Dni dziewięć wciąż pędzony wichry zajadłemi
Aż w dziesiątym nareszcie dobiłem do ziemi
Lotofagów, co Lotos jedzą.... Na wybrzeże
Wysiadłszy, zapas wody każdy z nas nabierze;
Poczemeśmy przy statkach do obiadu siedli —
A gdy się towarzysze napili, najedli,
Wyprawiłem ich na ląd, by dokładnie wiedzić
Jaki lud chlebojedny mógł w tej ziemi siedzić.