Strona:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu/243

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

A więc słuchaj, opowiem powrót nieszczęśliwy
Z pod Troi, jak mię trapił Zeus swoimi gniewy.
Z Ilionu ku Kikonom zagnan wieją wściekłą
Zburzyłem Ismar gród ich; mężów się wysiekło,
A łup wzięty w dobytku i brankach, kazałem
Między nas wszystkich równym rozrzucić podziałem.
Poczem mówię do naszych: umykać co duchu!
Lecz głupcy radom moim niedali posłuchu,
I nuż wino lać w siebie i rznąć u wybrzeży
Kozy, owce i woły zajęte w grabieży.
Tymczasem niedobitki pomoc u sąsiednich
Wziąwszy sobie Kikonów, chłopów na schwał przednich
I bitnych a ćwiczonych w rzemiośle dwojakiem,
Bo każdy bić się umiał konno i pieszakiem —
Ci zatem w takiej liczbie jak na wiosnę liście
Wpadli na nas o brzasku. Tu już oczywiście
Ociężała nad nami gniewem ręka Boża.
Bój się wszczął przy okrętach, tuż u brzegu morza
I miednemi oszczepy kłuto się nawzajem.
Póki słońce na niebie póty się niedajem,
Bo choć oni liczniejsi, siły równe obie —
Lecz gdy słońce zniżone stanęło na dobie
Wyprzęży wołów — wtenczas wróg nas parł nawałą
I Achiwi cię cofli — naszych napadało
Dość. — Z każdej nawy sześciu zabito pancernych.
My reszta uszli cało tych rąk ludożernych.

Z ciężkim na duszy smutkiem płynęliśmy dalej;
Bo choć trwoga minęła, żal tych co zostali.