Strona:PL Homer - Odysseja (Siemieński).djvu/242

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Gdy w zamku godowników zasiada rząd długi
I słucha dźwięku gęśli; a kręcą się sługi
Z mięsiwami i chlebem; a leją cześniki
Z krużów wino, roznosząc między biesiadniki;
Ma to dla mnie, jak rzekłem, powab niezrównany.
Ależ ty chciałeś poznać los mój opłakany,
Czy na to, bym znów płakał nad sobą tułaczem?!
Od czegóżby tu zacząć, a skończyć ci na czem?
Kiedy tyle bied spadło na mnie w tym ucisku:
Więc ci powiem, boś pytał o mojem nazwisku,
By kiedyś, jeśli ujdę dnia zguby ostatniej
Łączył nas w oddaleniu nawet, węzeł bratni.
Jam jest Odys, Laertyd z fortelów mych znany,
U ludzi pod niebiosa prawie wysławiany.
Mieszkam zaś na Itace jasnej; nad nią czołem
Sterczy leśny Neriton; liczne wyspy kołem
Obsiadły ją i leżą jedna blisko drugiej,
Jak: Same, leśny Zakint, Dulichionu smugi. —
Itaka ku północy czub swój stromo jeży
Inne k’jutrzni i słońcu w morzu legły wyżej;
Skała to; lecz młodzieży dostarcza ognistej.
Nie znam też nic milszego nad ten kąt ojczysty. —
Mogła długo mię trzymać Kalipso bogini
W grocie swej, chcąc bym brał ją, mężem został przy niej;
Mogła ajejska Kirka przez chytrość i czary
Pod małżeńskie w swym zamku ciągnąć mię kotary —
Lecz gra się nie udała — byłem nieugięty,..
Ojczyzna, ojciec, matka, — skarb wielki i święty
Takim nawet co mają włości i dostatki
W obcej ziemi daleko od ojca i matki.