Przejdź do zawartości

Strona:PL Helena Staś - Moje koraliki.pdf/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 38 —

potrzebowały tylko kilkunastu minut, zostawało więc teraz podczas pieczenia paja, kawał wolnego czasu.
Sprzątnęły zatem wszystko czyściutko ze stołu, zabrały lalusie bo też się już obudziły i wyszły w chłód drzew.
Teraz rozpoczęła się najserdeczniejsza, najpoufniejsza rozmowa jaką tylko dwie szczere przyjaciółki prowadzić mogą, a mianowicie zaczęło się rozpatrywanie dobrych i złych stron lalek.
Mańka bałwochwalczo uwielbiała swoją — ona jej przecież wypełniała długie samotne godziny na odosobnionej farmie. Nawet na ogród, a i w krzewy ją brała.
— Patrz — mówiła — dlatego to ona taka wygnieciona i ubrudzona.
Stefa znów skarżyła się, że swojej wszędzie brać nie może, a tak by się z nią chciała pokazać. Nawet w teatrze nie mogła się bez niej obyć. — Raz też — zgrzyszyła bardzo w kościele. Wpatrzyła się w anioła w ołtarzu który, zdawało się jej, był tak podobny do lali i tak się zapomniała, że ciągle w myśli powtarzała: Moja święta lalusia — módl się za nami. Zwierzyła się potem z tem mamie, bo ją bardzo sumienie dręczyło, a mama modlitwą kazała przeprosić aniołka.