Strona:PL G Flaubert Salammbo.djvu/134

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

go przy swojem łonie, a zgromadzeni przejęci nagłym gniewem wydali okrzyk:
— Myślisz o swoich przyjaciołach barbarzyńcach!.. o zdrajco niegodny, powróciłeś, by widzieć nasz upadek, by się naigrawać?
— Nie pozwalajcie mu mówić, nie, nie!...
Starszyzna zerwała przymus, do którego ją polityka skłaniała i lubo sami pragnęli powrotu Hamilkara, wybuchnęli teraz obużeniem, iż on nie przewidział wcześniej ich klęski, albo raczej, że nie uległ jej razem z niemi,
Gdy nareszcie ten hałas się uspokoił, arcykapłan Molocha powstawszy, przemówił:
— Pytamy ciebie, dlaczego nie wracałeś do Kartaginy?
— Co was to obchodzi? — odrzekł pogardliwie suffet
Szemrania znowu powstały, a on mówił dalej:
— O co mnie oskarżacie? czy źle prowadziłem wojnę? czy potępiacie moje rozporządzenia, wy, którzy z taką łatwością dozwalacie barbarzyńskiej tłuszczy...
— Dosyć, dosyć!
Lecz on podniósł głos, aby lepiej być słyszanym.
— Jednakże prawda, ja się mylę, o światła Baalów — są między wami nieustraszeni! Giskonie powstań, i przebiegając stopnie ołtarza z przymrużonemi oczyma, jak gdyby upatrując kogo, powtarzał: Giskonie, ty jeden możesz mnie oskarżać, powstań! Ale gdzież on jest? — i unosząc się wołal: Ach, pewno w domu swoim, otoczony synami, rozrządzajacy swemi niewolnikami, szczęśliwy, spokojny liczy naszyjniki, które w nagrodę zasług ojczyzna mu dała.
Odpowiadano, wzruszając ramionanii, jak gdyby pod chłostą rzemieni.