Strona:PL G Flaubert Salammbo.djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ach! wy nie wiecie nawet czy on żyje, czy umarł, i nie zważając na wrzawę wyrzucał im, że opuszczając tak wodza, opuścili Rzeczpospolitą; przypominał również pokój rzymski, który jakkolwiek wydaje się im korzystny, zgubniejszym jednak jest od dwudziestu przegranych bitew.
Niektórzy przyznawali mu słuszność, lecz byli to najuboźsi z Rady, podejrzani, iż zarówno skłonni są powstawać przeciw ludowi jak przeciw tyranii. Przeciwni im naczelnicy Syssitów i administratorowie kraju zwyciężali ich liczbą, a najznakomitsi gromadzili się obok Fannona, który zajmował miejsce na drugim końcu sali, przed wielkiemi drzwiami zasłoniętemi hiacyntowym dywanem.
Po smutnej porażce suffet Hannon pomalował wrzody na swej twarzy. Złoty puder obleciawszy z jego włosów utworzył na plecach dwa błyszczące palce jak blachy, a na głowie pozostały szare włosy kręcące się jak wełna. Bielizna przejęta wonnemi maściami, sączącemi się aż na podłogę, owijała jego ręce, widać było, że choroba znaczne poczyniła postępy, po oczach niknących w zmarszczkach powiek. Gdy chciał co widzieć, musiał przewracać głowę. Jego stronnicy zachęcali go do przemówienia, on też odezwał się nareszcie głosem chrapliwym i wstrętnym:
— Mniej zarozumiałości, Barkasie. Byliśmy wszyscy zwyciężeni, każdy znosi swoją dolę i ty musisz się jej poddać.
— Powiedz nam lepiej, — rzekł z szyderczym uśmiechem Hamilkar, — jakim sposobem nawprowadziłeś twoje galery na flotę rzymską? —
— Wiatr mnie tam zapędził, — odpowiedział Hannon.
— Ach, ty jesteś jak nosorożec, depcący w