Strona:PL Gąsiorowski Wacław - Królobójcy.djvu/217

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cach do szyi i powróz ten udaremniał wszelkie nachylenia głowy ku skutym rękom.
Tak opatrzonego Karakozowa, ułożono na łóżku, wysłanem wojłokiem, a stojącem w wielkiej, widnej, wojłokiem zasłanej i wybitej, komnacie kancelarji jego cesarskiej mości. Łóżko dzień i noc otaczało czterech żandarmów z oficerem, którzy nietylko mieli za obowiązek śledzić każdy ruch więźnia, ale i każde drgnienie jego powiek… ponieważ Murawiew postanowił zabronić mu prawa snu. Gdy przeto Karakozowa ogarniała śpiączka, żandarmi kułakowaniem, łechtaniem i szczypaniem zmuszali go do czuwania. Co kilka godzin zaś, więźnia wleczono na śledztwo. Murawiew pytał, knut darł ciało Karakozowa, lekarz badał puls… i, po każdem skatowaniu, aplikował środki gojące.
Karakozow milczał, — aż po trzech dniach męczarni, postanowił się zagłodzić i odmawiał jadła. Murawiew już i na to miał środek — więźniowi otwierano usta i za pomocą rurki wlewano mu bulion…
W takich warunkach Karakozow przetrwał pełnych ośm dni i ośm nocy.
Murawiew odchodził od przytomności. Aresztowania masowe nie dawały śladu, mimo próśb, gróźb, obietnic i tortur. Już nie tylko Petersburg, ale i Moskwa i Warszawa i Charków i Odessa były w stanie najzajadlejszych wyścigów tajnej i nie tajnej policji.
Aż nieostrożność Karakozowa pozwoliła Murawiewowi wpaść na ślad. Karakozow, przed zamachem, stanął w Hotelu Znameńskim i zajął pokój, opatrzony numerem 65, przyczem tak manipulował, że nie okazał swego paszportu właścicielowi hotelu. Właściciel hotelu, ani myśląc zresztą upatrywać związku zniknięcia swego lokatora z pod numeru 65 z zamachem,