Strona:PL Gąsiorowski Wacław - Królobójcy.djvu/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wione zwłokom Pawła. Grobowem milczeniem powitał naród rosyjski swojego pana. A i pan sam wyglądał na onieśmielonego, na skonfundowanego, na wstydzącego się rozkazywać a może wstydzącego się nadto podnosić głowę…
Młody a silny tygrys, buntujący się oddawna przeciwko pogromcy, rzucił się na niego, powalił i jednem szarpnięciem pazurów wydarł nienawistne mu życie. Trup leży bezwładny pod łapami tygrysa… Tygrys pianę toczy, czeka jeszcze na znak do walki, na zapasy śmiertelne… Martwe ciało stygnie… I tygrys cofa się w róg klatki i zezuje niepewnie i wstydzi się, że zwycięstwo przyszło mu tak łatwo, tak szybko.
Spojrzenie i zachowanie się Aleksandra, w pierwszych tygodniach panowania, miało coś z tygrysiego onieśmielenia. Młody cesarz słuchał, spełniał rozkazy a czekał, iżali jakiś sobowtór rodzica nie zjawi się przed nim i nie wyżenie go!
Trup Pawła milczał i raz jeden podobno śmiał przemówić przez usta metropolity Platona…
Oto, pod koniec azjatycko przesadzonych cerernonij koronacyjnych, książę Walerjan Zubow, jeden z morderców Pawła, biorący wyróżniający udział w obrzędzie, ozwał się do starca:
— Wasza ekscelencja musi się czuć bardzo zmęczonym!?
— Och, bardzo! — odrzekł spokojnie metropolita, nauczyciel religji Pawła I. — ale sądzę, że nie dacie mi znów po raz drugi tak samo się męczyć!…
Zubow poczerwieniał i odciął się hardo.
— Nie ma obawy! „Ten“ nie jest uczniem Ekscelencji.
Koronacja nieco orzeźwiła Aleksandra, ośmieliła