Strona:PL Gąsiorowski Wacław - Królobójcy.djvu/143

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Czy frazesy te mogą jednak zaprzeczyć faktom, czy bodaj jedną kroplę krwi zmazują z rąk ojcobójcy?!… Czy Aleksander bodaj upozorował swą niewinność ukaraniem zbirów, niełaską lub oddaleniem ich od siebie?!
Na te pytania odpowiada zimna, nieubłagana historja.
Zubowowie, Pahlen i Boenigsen byli karjerowiczami pospolitego gatunku, karjerowiczami, dla których Paweł był zawadą, którzy nietylko pomścić chcieli swe domniemane krzywdy, nietylko zrzucić z tronu znienawidzonego monarchę, ale nadewszystko posiąść łaskawość następcy.
Paweł bez zaprzeczenia był na drodze do obłędu, był klęską państwa, ale i nie był gorszym od całej galerji swych poprzedników i poprzedniczek, a może lepszym, bo uczciwszym, bo nie splamiony żadną zbrodnią. Ale, nawet dopuszczając przymus detronizacji, nawet mord ten osłaniając całą argumentacją o potrzebie poświęcenia życia szkodliwej jednostki dla miljonów ludzi — jeszcze nie można dojrzeć nic, coby było z idei, coby zwierzęcość zbirów tłumaczyło, coby nie pochodziło z egoizmu, z pobudek nizkich, nikczemnych…
A ludzie przecież tak podli, jak trójca Zubowów, Pahlen i Boenigsen, ludzie, którzy lizali przedtem stopy Pawłowe, którym razy trzciny cesarskiej byłyby niczem, gdyby je okraszono złotem i zaszczytami, ludzie, których odwaga była desperacją tchórzostwa, — tacy ludzie drżeć musieli przed zmarszczką nowego pana, Aleksandra, tacy ludzie nie zrozumieliby nawet półsłówka, baliby się domyślnika. Historja Mirowicza, zbira Katarzyny II, była jeszcze nie zapomnianą. Dlaczegóżby Aleksander nie mógł poświęcić Pahlena i Boenigsena?! Spiskowi o tem pamiętali.