Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T4.djvu/217

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Tanquam drago. De cœteris
Nie piszę. – Chłopstwo jest czarne,        55
Krwawe, wściekłe i niekarne,
Wódką i miodem zalane,
Przez Popy oszukiwane,
Karmione w cerkwiach proskurą
Śród krwi, mordów, których pióro        60
Dotknąć się boi w pisaniu.
Powiem też że dzisiaj rano
Będąc sam na harcowaniu,
Razem z jutrzenką różaną
Z ogniem płonącéj aurory        65
Do sławnego Wernyhory
Dotarłem. - Lecz żal się Boże! -
Stary w samotnym futorze
Nad którym dęby kołyszą
Swoje złote Sybillińskie        70
Listeczki: nie wart téj famy,
Którą pieśni ukraińskie
Rozniosły, i z czém się słyszą
W kraju - i futor Augura
Do Tofonjuszowéj jamy        75
Nie umył się - choć i to dziura
W pobliżu dawnych kurhanów,
Pełna starych lir i dzbanów,
Mogłaby wiatrem przeszyta
Wydawać sybilne jęki.        80
Widziałem miecz Doroszenki
I złote końskie kopyta -
Sądze że są tylko z miedzi
W og·niu dbrze pozłocone.
Sam zaś starzec ... w jamie siedzi        85
Spokojnie, i rzeczy śnione
Pełne szumu i zamętu
Rospowiada bez talentu
Mięszanym chłopskim językiem.
Żeby zaś był czarownikiem        90
Nie wierzę ... gdy na pytanie
De propiis Wielmożny Panie
Plótł mi, zwyczajnie gaduła!