Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T4.djvu/216

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

A dziś w mojej chorągwi mi służy.
Człowiek silnéj ręki! człowiek duży!
Takich nie ma już dzisiaj na ziemi!
A są - to ich karty i kieliszek,        20
Już nie szabla z ogniami złotemi,
Nie koń, bawi, harcujący przed szykiem.
Jak mi drogi ten Święty Franciszek

(Całuje sygnet.)

Na pierścieniu dziadowskim z krwawnikiem,
Tak mi drogie serduszko w tym starcu!        25
Biały starzec - biały - jak kot w marcu
A tak jeszcze ognisty! - Cóż pisze?

LEON (Czytając list.)

"Ja i moi towarzysze
Stanąwszy u Czarnego kurbana
Stopy Jaśnie Wielmożnego Pana        30
Całujemy. - Wszystko dobrze nam idzie.
A na wielkiéj piramidzie
Nie spisać słowo po słowie
Co jeszcze zamiarów w głowie
I projektów i zasadzek. -        35
Naszliśmy na kilka schadzek
W lesie hajdamackiéj czerni,
I tak się moi pancerni
Popisali jak zazwyczaj.
W jednéj, Sotnik pewien Nyczaj        40
Zarąbany; w drugiéj sprawie
Gdzie nam rzecz poszła na rękę
Przydybaliśmy Tymenkę,
I tak uszedł nam ciekawie
Że jeszcześmy w zadziwieniu        45
Na salamandry w płomieniu,
Na Plinjuszowe bajeczki
Myśl i mentes obracamy.
Widziałem go sam, przy kordzie
W żupanku ze złotéj lamy,        50
W kontuszu, ze krwią po mordzie
Kapającą jak berberys:
Lecz bestja w żar się rzuciła