Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T4.djvu/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Przed magnatem, co krew żłopie,
Ludu wnętrzności wyjada
I złoto skrwawione chowa —
I przed tą, która jest wdowa
Po mężu za kraj poległym —        210
I przed wiekiem już ubiegłym —
I przed tym co w czasów prądzie
Na sąd trupów naszych idzie —
Wydarci przeszłéj ohydzie
Stajemy z tém pismem na sądzie:        215
Sądem krwi nie przerażeni,
Ani dumni, ani bladzi:
W środku rzezi i płomieni,
Przy biciu gwałtownych dzwonów:
Pany na czele czeladzi,        220
Wodze na czele szwadronów,
Xięża tłum prowadząc niemy
W blasku krzyżów i kagańców,
Dawnych świętych zmartwychwstańców:
Na sądzie wszyscy stajemy!        225
I podnosząc ręce blade,
I wskazując rany wzięte,
Tę wszystkich narodów zdradę
I to morderstwo nie święte
Na naszych spełniane ciałach        230
Rzucamy w czasu koryto.
Bogdajby kiedyś odkryto,
Że na tych przekleństwa skałach
Zatrzymane ludów wody
Pierś swoją o nas rozbiją        235
Staną, i w kałużach zgniją,
Nie mogąc wejść na te wschody
Któreśmy sypali sami
Wiekom — kładąc się trupami.
Bogdajby kiedyś odkryto,        240
Że tu gdzie nas zabijano
Ludów patronkę zabito:
Że tu gdzie Polski kolano
Pierwszy raz przed nędzą klękło:
Nowa jest ludów kalwarja —        245