Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T4.djvu/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
STAROŚCIC.

A tym czasem obrażony
Pan marszałek, szlachta cała,
Tém ruszeniem z grobu ciała,
Tém urąganiem z magnatów,
Tą obelgą antenatów,        180
Zamyśla porzucić sprawę.

TOWARZYSZ.

Co mówisz?

STAROŚCIC.

Będą ciekawe
Dzisiejsze panów narady.
Patrzaj, regimentarz blady,
Z manifestem głos prosi:        185
Ale oczu nie podnosi
Na czoło marszałka dzielne.

Wchodzą i zasiadają na ławach: PAN MARSZAŁEK KONFEDERACJI KRASIŃSKI, PAN REGIMENTARZ PUŁASKI, X. PRZEŁOŻONY KARMELITÓW... i wielu ze szlachty.
REGIMENTARZ (z manifestem w ręku).

W imie Boga nieśmiertelne!
I w imie Bożego Syna!
I w imie Bożego Ducha!        190
Przed tym światem co patrzy i słucha
Jak się nasza krew tu lać zaczyna
I wulkanem pomsty z nas wybucha,
I wulkanem jęków świat przeraża —
Przed ziemią co nas spotwarza        195
Że już ojczyzny nie mamy
I o nią się dobijamy
Z mieczem w ręku — przed tronami
Któreśmy kiedyś zakryli
Od Turka naszemi szablami —        200
I przed dzieciątkiem co kwili —
I przed starcem co grób kopie —
I przed chłopkiem, który siada
Jak Ceres na złotym snopie,
I płacze, gdy o nędzy gada —        205