Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T4.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Że mię już żywot porzuca.
I żar wypala piekielny...
I to wiem, żem jest śmiertelny,
Jak ty, Panie, robak drobny.        230
Nie żadna anielskość dumna.
I dla tego to, podobny
Kształt na kołyska i trumna:
Aby to ludzie wiedzieli,
Że na podobnéj pościeli,        235
Gdy przyjdą na rozkaz Boży,
Matka ich i śmierć położy.
Tak więc podobne do pary
Przy kołysce stoją mary!
Tak podobne u podwoi        240
Dwojga, dwoje łóż człowieka. –
Kto to wie – czegóż się boi?
Kto słyszał to – czegóż czeka? –
Kogo strzaskał los na ćwierci?
Naraził na nieszczęść krocie:        245
W czémże ufa! – czy w żywocie?
O nie, zaprawdę, że w śmierci,
W śmierci ufa! – Tę ofiarę
Zrób ze mnie, Panie, o! proszę...
Daj śmierć – niech umrę za wiarę!        250
Oto ręce me podnoszę
I o śmierć, Panie, cię błagam:
Nie dla tego że się wzdragam
Żyć i cierpieć jestem nierad:
Że chcę umrzeć jak desperat; –        255
Nie dla tego u nóg szlocham –
Ale ja się, Panie, kocham
W takiej śmierci męczennika,
Co krwawe ciało odmyka,
I Bogu uwalnia duszę,        260
I na wieki ją ożywia.
Więc choć grzechu prosić muszę,
Miłość mię usprawiedliwia
Że o śmierć nieszczęsną proszę...
Oto me ręce podnoszę,        265
A ty daj! – Lwem będziesz wtedy,