Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T4.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Co widząc myśliwce śmiałki,
Napastniki ojców schedy,
Napada i rwie w kawałki.
Orłem będziesz, co się ciska        270
Na gniazd swoich rozbójnika,
W szpony mu czaszkę zamyka,
I dziób maluje rubinem
Téj krwi, co z oczu wytryska,
O! Panie będziesz delfinem.        275
Który na nieba lazurze
Zapowiada śmierć i burze
Ludziom grożące zalewem.
Królewskim ty będziesz drzewem,
Co piorunami czerwone,        280
Ramiona ogołocone
W burzach rwie, i tak się zżyma;
Że zda się piorun otrzyma,
I nad światowym zamętem
Będzie spełniało gniew Boży.        285
Panie! będziesz dyamentem
Co się na stal biedną sroży,
Gardząc kamieni motłochem. – –
Lecz syp się w proch i zrób mnie prochem!
Bo ja nie ulegnę prędzéj;        290
Bo im więcéj cierpię nędzy,
Im więcéj mnie gną rospacze,
Im boleśniéj w nędzy płaczę,
Im przed tobą jestem mniejszy,
Im we wnętrznościach głodniejszy;        295
Im bardziej odarty z ciała,
I z nadziei i z łachmanów:
Choćby ta ziemia gnać miała
Za mną, szczękami kajdanów,
Nawet – nawet w żywot dalszy:        300
Im więcéj cierpię, tém stalszy
Muszę trwać przy mojéj wierze. –
Bo ona mnie jedna strzeże!
Serce nadzieją roznieca!
Słońcem w męczeństwie oświeca!        305
Palmy zawiesza nad czołem!