Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T4.djvu/074

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Na którą los taki spada,
Że za umarłego mię dadzą.

ZARA.

Na to płacze nie poradzą.
Jeśli ciebie takie smutki rozdarły?
Jakże cierpieć ma – ach, ten umarły?        130

FENIXANA.

Któż słyszał o takim losie
Jak ten co nademną świta!
Nieszczęśliwa ja kobiéta!
Wykąpana w kwiatów rosie,
Jako perła czysta, biała,        135
Biała jak srebrne łabędzie;
Przy żółci trupiego ciała...
A ten trup – ach kto on będzie?
Zda mi się żem go widziała,
Ciągle mi się w oczach roi.        140

Wchodzi DON FERNAND, z koszem kwiatów i staje nagle przed Fenixaną.
DON FERNAND.

Ten trup – tu – przed tobą stoi.

FENIXANA.

Co widzę? Anieli w niebie!

DON FERNAND.

Cóż cię trwoży?

FENIXANA.

Ty! twoja twarz –
Strach mię zdjął patrząc na ciebie.

DON FERNAND.

I zaprawdę słuszność masz        145
Dziwić się fortunie światów.
Przyniosłem ci, oto, kwiatów
W koszyku, garstke pokosu...
Zbieralem gnąc się ku ziemi.
Są niektóre między niemi        150
Hieroglify mego losu –
Wyciągnij – znajdziesz niektóre