Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T4.djvu/054

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Trup z niéj dziś – a kwiat był wczora...
To się może znów jutro zaśmieje.
O! Boże! Cóż dawać rady!
Kiedy ten tłum taki blady,
I smętny... takie łzy leje!        135
Trzeba te nauki schować
Aż ich serca jęk nie zgłuszy. –
Chciałbym was czém udarować;
Ale nie mam nic przy duszy,
Przebaczcie mi przyjaciele!        140
Nadzieją się z wami dzielę.
Bo sądzę, że nam z ojczyzny
Co pewnie tam o nas pamięta,
Przybędą wkrótce okręta,
Zgoją cierpienia i blizny:        145
Wtenczas – co ja mam na świecie,
To będzie moje i wasze:
Wszystkich! rękami opaszę!
Wszyscy ze mną pojedziecie! –
Teraz, idźcie już biedacy,        150
Srogo bardzo spracowani;
Idźcie znów do waszéj pracy.
I bądźcie Panom poddani.

PIERWSZY NIEWOLNIK.

Twoje zdrowie, Panie nasz,
Nieszczęsnym nam dodaje sił.        155

DRUGI NIEWOLNIK.

Bogdaj ty setne lata żył!
Bóg ciebie weź pod swoją straż!

(Niewolnicy odchodzą.)
DON FERNAND.

Duch mój został pełny mąk,
I w smętném dumaniu stoi:
Żeście wy od moich rąk        160
Biedni, tak odeszli z niczém!
Biedni! biedni bracia moi! –
Któż nad sercem niewolniczém
Ulituje się prócz Boga?

Mulej wychodzi z ukrycia, gdzie patrzał na poprzednią scenę.