Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T4.djvu/052

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

I broniłam się daremnie,
Od niej strach przechodził we mnie...
A jéj głosy oblakane,
Pełne uragań bezczelnych,        65
I jadów pełne śmiertelnych,
Ciche, zaledwie szeptane,
W sercu się odbiły głucho,
Tak jak węże, lazły w ucho.
„Nieszczęśliwa niewiasto!“ wrzasła;        70
„Nieszczęśliwa! śmierci będziesz łupem!
Proś, by piękność ta twoja zagasła,
Wprzód nim zmarłych zostanie okupem.
Tak... ta piękność twoja będzie ceną,
kupiony towar będzie trupem“.        75
To wyrzekła – a ja taką sceną
Zatrwożona i dotad lękliwa,
Pół umarła, a jeszcze pół żywa;
Ach i lepiej bym cała umarła!
Niżby ta wróżba straszliwa        80
Wiedźmie téj wydarta z gardła
Była prawdą, nim wejdę w mogiłę,
Nim te oczy blask niebios utracą. –
Ach! więc ciało ludzkie? ciało zgniłe!
Oszacują i mną żywą zapłacą?        85

(Wychodzi.)
MULEJ.

Porzuć piękna te rospacze,
Ja ci te sny, pełne trwogi,
Jedynie przez mój los srogi
Rozwiążę i wytłómaczę.
Tarudanta masz być żoną?        90
A jeśli go nie pokonam..
(Ach na samą tę myśl konam!)
To pewnie, że moje łono
Na dwoje mieczem rozkroi,
Nim go twa miłość napoi...        95
Więc zawsze widzę z daleka
Jak mi los okrutny grozi;
Za mnie, martwego człowieka.