Strona:PL Dzieła Juliusza Słowackiego T4.djvu/040

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Było ciało, co nie boli...
Teraz wziąłeś do niewoli        90
Mego ducha. Doskonały
Jesteś rycerz! Na dwie bronie;
Moc masz i w ręku – i w łonie –
Twoim jeńcem jestem cały.
A ponieważ ty wzruszony        95
Litością, pytasz Hiszpanie:
Czemu ogień i żal słony,
Sypią mi z oczu perłami?
Uczynię tobie wyznanie,
I sercu ulżę ustami.        100
Nie dla tego że mnie boli
Serce, i skarzyć się pragnie; –
Bo nieszczęście do skarg mię nie nagnie...
Ale że to z twojéj woli,
Ażebym ci się poskarzył...        105
Wiedz, że jestem urodzony
Synowcem Króla Fezkiego,
A zowią mnie Mulej Chekke;
Królewska krew płynie we mnie.
I serce mi wielkie grzeje.        110
Bowiem ród mój uświetnili
Różni Basze, Belerbeje.
A rodziłem się w tym roku
Gdyście wy Gelwy tracili;
I ze smutnego wyroku,        115
Matce kosztowałem życie;
Smętne fortuny igrzysko!
Gelwańskie, krwi pełne pole,
Było mi pierwszą kołyską.
A odtąd... ciągłe niedole,        120
Nieszczęścia mnie ciągle gonią,
I pokoju ciągle bronią.
Albowiem, kiedym do Fezu
Przybył, dziecko, z moim stryjem;
Przyjechała tam dziewica,        125
I w bliskim domu, przez ścianę
Stanęła, i odtąd serce
Zostało w niej rozkochane,