Przejdź do zawartości

Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/823

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

uniżony, potem wszakże uśmiechnął się domyślnie i rzucił pogardliwe spojrzenie na swego byłego wspólnika.
— Powtarzam jeszcze raz, że uważam pana za wstrętnego łotra — rzekł z powagą anatom.
— A ja pana za głupca — syknął Wegg. — Wyrzeksz się swej części, tem lepiej dla mnie; jest to postępowanie, godne preparatora szkieletów, lecz nie prawdziwego mężczyzny. Co się tyczy pana Harmona, to inna historya. Czytałem w gazetach wzmiankę o jego powrocie, ale nie wierzyłem temu. Jeśli zaś jest on naprawdę Harmonem, to...
— Na ile oszacowałeś ten papier? — rzekł — przymykając figlarnie jedno oko.
— Nie dam za niego ani szeląga — odparł z najwyższą obojętnością John.
— Chyba pan nie wiesz...
— Że to testament mego ojca, zapisujący cały majątek koronie.
— Aha, zaczynasz pan rozumieć?
Ale tu stało się coś dziwnego.
Godny Silas uczuł się pochwyconym za krawatkę i rzuconym o ścianę, a głowa jego stuknęła parę razy o coś twardego.
— Pan rozbijasz mury moją głową — jęknął Wegg.
— Wiem o tem, — zgodził się John — i żałuję tylko, że nie mogę tego robić, aż do skutku. A teraz słuchaj, podły intrygancie. Myślałeś, żeś zrobił ważne odkrycie, znajdując testament, o którym nie wiedzieliśmy w samej rzeczy... Mój oj-