Przejdź do zawartości

Strona:PL C Dickens Wspólny przyjaciel.djvu/755

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

godnem, po którem przemykały niekiedy różowe, to złote światełka. Zapatrzył się na tę piękną noc, gdy ktoś przeszedł tuż obok niego, potrącając go. Odwrócił się i zobaczył człowieka w ubraniu marynarza, który niósł wiosło na ramieniu. Człowiek ów przeszedł, nie patrząc na niego i nie myślał wcale przeprosić go za potrącenie.
— Uważaj na siebie przyjacielu, jeżeliś nie ślepy.
Człowiek nie odrzekł nic i poszedł swoją drogą, Eugeniusz skierował się w przeciwnym kierunku i doszedł do mostu.
Oberża, w której się zatrzymał, znajdowała się na tym brzegu, ale on potrzebował samotności, przeszedł więc most i błąkał się po przeciwnym brzegu, podziwiając miliardy gwiazd, które zapalały się jedna po drugiej i odbijały w wodzie. W głowie jego roiły się tłumne myśli, staczając się zawsze po jednej pochyłości, by dojść do mętnego wniosku.
— Ani małżeństwo, ani rozstanie — powtarzał sobie.
Stał nad wodą, wpatrzony w krajobraz nocny, gdy nagle obraz ten skręcił się niejako. Jakieś promienie wytrysły z obłoków, księżyc i gwiazdy odczepiły się z firmamentu i leciały w dół.
— Czy to piorun?
Oszołomiony razami, które spadały mu na głowę, zdołał się jeszcze odwrócić i próbował mocować się z człowiekiem w czerwonym krawacie. Ale mimo, że silny i wyćwiczony we wszystkich sportach, był w tej chwili tak ogłuszony, że mógł